Matka Judyta Benzo
Chcę ofiarować moje życie, moje cierpienia
za życie i intencje naszego Założyciela, i za jego uczniów.
(Matka Judyta)
Tym, co uczyniło życie Amelii Diny Benzo – dla wszystkich Matki Judyty – heroicznym, było ofiarowanie własnego życia za innych, w szczególności za ks. Jakuba Alberionego i jego intencje. Było to ofiarowanie, które odnowiła w chorobie i podtrzymała aż do śmierci. Ta ofiara wyraża przykładne naśladowanie Chrystusa i jest godna naszego podziwu.
Tak właśnie się zwierzyła bł. Jakubowi Alberionemu: “Chcę ofiarować moje życie, moje cierpienia za jego życie i w jego intencji oraz za świętość członków Rodziny Świętego Pawła”. Powiedział jej: “Przemyślałaś to? A jeśli Pan weźmie cię za słowo?”. A ona potwierdziła stanowczo ze słodkim uśmiechem.
Prowadząc pozornie zwyczajne życie, życie konsekrowane Pobożnej Uczennicy Boskiego Mistrza – składające się z prostych gestów wiary, modlitwy, umartwienia- s. Maria Judyta przejawiała niezwykłą miłość do Boga i bliźniego. Szczególnie pociągał ją wielki przykład bł. Jakuba Alberionego, tak że bezwzględnie naśladowała go i słuchała. Sama uważała swoją szczególną służbę Założycielowi za dar łaski. Jego świadectwo wiary zachęcało ją, by “utkwiła wzrok w Jezusie i biegła wytrwale do celu, który jest przed nią” (por. Hbr 12, 1).
To oddanie jako Oblubienicy i Matki, aż do ofiary z siebie razem z Jezusem Hostią, jest nieodłączne od powołania Uczennicy Boskiego Mistrza, która, podobnie jak Maryja, żyje i modli się aż do śmierci, aby rozszerzało się królestwo Boże, a ludzkość mogła poznać Pana Jezusa jako Mistrza, Drogę, Prawdę i Życie.
Podobnie jak Matka Boża, Matka Judyta ofiarowała swoje życie w służbie samemu Chrystusowi, żyjąc w ten sposób tajemnicą macierzyństwa duchowego. Pełniła tę służbę uczestnicząc w misji Chrystusa dla całej ludzkości. Z macierzyńskim sercem towarzyszyła Pierwszemu Mistrzowi (Księdzu Alberionemu) w Jego męce fizycznej, psychicznej i duchowej, jaką ponosił przez większość swojego założycielskiego życia. Była w tym podobna do Maryi, która towarzyszyła Jezusowi na krzyżu, w agonii, a potem wzięła Go w ramiona i złożyła w grobie. Kiedy wszystko zostało dokonane, wycofała się w cień, aby przygotować się do ofiary ze swego własnego życia.
Amelia Dina Benzo urodziła się w tym samym roku i miesiącu, w którym założono Zgromadzenie Sióstr Uczennic Boskiego Mistrza, 15 lutego 1924 r., jako ostatnia z pięciorga dzieci: dwóch braci i trzech sióstr. Jej rodzicami byli: Giacomo i Maria Gillino, która zmarła kilka dni później, 27 lutego, z powodu zapalenia płuc wywołanego podczas porodu. Tak więc przez pierwsze miesiące życia mała Amelia była powierzona pielęgniarce, a następnie ciotce Pinie, siostrze matki, i pozostała z nią aż do wstąpienia do zgromadzenia. Sakrament bierzmowania przyjęła 30 lipca 1933 r. z rąk Jego Ekscelencji biskupa Sebastiano Briacca.
Kiedy dorosła, opiekowała się swoimi dwoma siostrzeńcami po śmierci najstarszej siostry Gemmy (1909-1954) i jej męża. Nie opuściła ich, dopóki nie byli w stanie stawić czoła życiu. Najmłodszy przyszedł za nią do Domu (Rodziny Świętego Pawła) i pozostał wśród Paulistów, dopóki nie zdobył odpowiedniego przygotowania. Chłopcy uwielbiali ciocię Amelię. Najstarszy po jej śmierci miał zwyczaj chodzić na grób ciotki co roku 1-go listopada, przynosząc jej kwiaty.
Amelia do Zgromadzenia wstąpiła w Albie, 8 września 1948 roku. 25 marca 1951 r., pod koniec roku nowicjatu, złożyła pierwszą profesję. W czasie składania ślubów czasowych wraz z siostrą Marią Matteą Rosą (+12.05.2021) uczęszczały do szkoły z internatem w Cottolengo w Turynie, uzyskując dyplom zawodowych pielęgniarek, a jednocześnie zajmowały się wędrownym rozpowszechnianiem dobrej prasy, co służyło opłaceniu ich studiów oraz wyżywienia i zakwaterowania. W pierwszych latach swojej misji pielęgniarskiej pracowały na zmianę w szpitalach wspólnot Paulistów i Uczennic Boskiego Mistrza między Albą a Sanfrè. W 1954 r. służyła w infirmerii w Domu Macierzystym w Albie, gdzie 25 marca 1965 r. złożyła śluby wieczyste. W 1958 r. przejął obowiązki siostry Marii Mattei w infirmerii wspólnoty w Sanfrè. W latach 1960-1966 była odpowiedzialna za wspólnotę Domu Generalnego Towarzystwa Świętego Pawła w Rzymie, nie zaniedbując pracy w infirmerii. Od 11 lutego 1969 r. poświęciła się jako szczególna pielęgniarka księdza Alberionego aż do jego śmierci 26 listopada 1971 r., a po 55 dniach ona również podążyła za nim, umierając 20 stycznia 1972 r. w wieku 47 lat z powodu rozległych przerzutów raka żołądka.
Nikt nie pamięta, by słyszał siostrę Marię Judytę podnoszącą głos. Była zawsze troskliwa, pogodna, czujna, zatroskana o wszystkich, tak że czuli, że mają w niej matkę; dlatego szukali jej i z nią u boku byli spokojni nawet na łożu śmierci. To właśnie ta doskonałość posługi sprawiła, że została wybrana na osobistą pielęgniarkę Założyciela w ostatnich latach jego życia.
Towarzyszki wspominają ją jako poważną, dobrą i bardzo wrażliwą młodą kobietę. Zdolna do opiekowania się innymi i zwracania uwagi na potrzeby wszystkich, była stawiana jako wzór do naśladowania. Emanowała dojrzałością wykraczającą poza jej lata, a jej obecność kojąco wpływała na otoczenie. W niej można było znaleźć starszą siostrę i prawdziwą przyjaciółkę, która wiedziała, jak w razie potrzeby zapanować nad sytuacją. Wzywano ją do wszystkiego. Jej prostota, wynikająca z mądrości i zmysłu praktycznego, udzielała się każdemu, kto tego potrzebował i za to wszyscy ją kochali.
Była świadectwem prawdziwego daru z siebie. Kochała i szanowała wszystkich. Nie była skłonna do nadużywania słów, a to, co mówiła, pochodziło z serca. Matka Judyta była bardzo wierna swojemu obowiązkowi adoracji i służby w autentycznym duchu Uczennicy Boskiego Mistrza, w doskonałej harmonii z duchem Założyciela, była uważna na jego słowo. Zwykle wcześnie rano medytowała nad jego pismami, czerpiąc z nich natchnienia, które zawsze napełniały ją nową energią i motywacją.
Podziwiała ubóstwo Założyciela i pragnęła go naśladować w jego zachowywaniu wokół siebie środowiska prostoty i ubóstwa, co wyrażało się nawet w sposobie umeblowania i doborze rzeczy osobistych.
Często Pierwszy Mistrza wspominał o raju i zachęcał nas, abyśmy tam patrzyli. “Raj!”, “Spójrz tam!”, “Wejdź tam!” a Matka Judyta z wielką pewnością siebie i z właściwą sobie prostotą, pytała go, czy zabrałby ją ze sobą do Raju… On odpowiadał z wielkim uśmiechem i rozkładał szeroko ramiona, jakby chciał powiedzieć: to należy zostawić Panu! I rzeczywiście okazało się, że w Bożym planie jej odejście do Raju zostało przewidziane krótko po odejściu Założyciela!
Możemy powiedzieć o Matce Judycie to, co mówi się o św. Scholastyce, siostrze św. Benedykta: ona również, umieszczona obok charyzmatycznej postaci wielkiego kalibru, okazała się nie mniejsza, a Bóg wysłuchał i spełnił jej życzenie. Potężna i silna w miłości, była również związana z nim w świętości.